Ach, co to był za ślub!
Ach, co to był za ślub!
Czy każda młoda para, a szczególnie panna młoda, w skrytości serca nie myśli o tym, żeby po ślubie każdy tak powiedział?
Jaką cenę jesteśmy w stanie zapłacić by dosięgnąć wyznaczonej poprzeczki i wejść na piedestał z napisem „było perfekcyjnie”?
Zastanawiam się skąd to dążenie do doskonałości, okupione nie rzadko nieprzespanymi nocami, kłótniami, rozterkami i frustracją.
Pytanie: po co się tak spalać? Po co irytować odcieniem obrusa, wystającą nitką czy chłodna zupą. Po co wyszukiwać wpadek w weselnej dekoracji, doszukiwać ukrytych treści w komentarzach (a, tak, to często niestety prawda) złośliwych gości. Po co frustrować się przekrzywioną muchą świeżo upieczonego małżonka czy rzucać spojrzenie Meduzy w kierunku nielekko już chwiejącego się wujka. Po co kontrolować wszystkich wokół, włącznie z sobą samą i notować w wirtualnym dzienniku pamięci każdą pozycję w rubryce „minus”?
Odpowiedź: bo tak mamy. Bo jesteśmy na co dzień perfekcyjni, bo nam zależy, bo to ważny dzień w życiu, w dodatku laurka, którą sobie wystawiamy w obliczu grupy przyjaciół, znajomych i rodziny. Lubimy osądzać innych i mierzymy tą samą miarą. Co oni sobie pomyślą, co powiedzą, skrytykują, pokątnie obgadają, wyśmieją. Nie docenią trudu, wyłożonej kasy, miesięcy przygotowań, logistyki i stresu. Wrzucą głupie zdjęcie na facebooka i po nas. Czar pryśnie. Auć, zaboli.
Jak sobie pomóc? – Trudne i łatwe zarazem. Zrobić wszystko co chcecie i możecie, uznając, że to JUŻ, a od momentu kiedy staniesz przed kościołem lub USC głęboko odetchnij i powiedz sobie: JUŻ. Od tego momentu bądź TU i TERAZ, w myśl całej pięknej filozofii, którą od jakiegoś czasu próbuję się kierować. Dostrzegaj każdą chwilę, każdy moment tego dnia, jakbyś była narratorem własnej opowieści. Powiedz sobie: jak pięknie wyglądam, powiedz mężowi: jak pięknie wyglądasz. Uśmiechnij się z głębi serca do każdego, kogo wzrok napotkasz. Doceń te chwile, delektuj się nimi. Nazywaj, dostrzegaj, przeżywaj. Daj tym momentom pełną uważność. Jeśli wkładasz obrączkę, myśl tylko o tym, a nie o lepszym profilu na zdjęciu.
Metoda na nerw? – W myśl tej filozofii – zauważ irytujący fakt (no tak, już go zauważyłaś, a metoda „pomyślę o tym jutro” nic nie da, bo wku.. jest stanem aktualnym) i co? – Nazwij go wprost, a następnie pozwól mu spokojnie odejść. Nie daj się sprowokować sama sobie.
Przykład, ćwiczenie? – Proszę bardzo. Ups, wylało się czerwone wino na sukienkę. Czyścisz na ile można i tyle. A swoją wściekłość zauważasz i wsadzasz ją na wirtualną chmurę, którą w tym momencie przywołałaś. Następnie robisz jej wirtualne „papa” i biegniesz na parkiet, by TU i TERAZ czerpać radość z wydarzeń dnia, który – święta prawda – bardzo szybko mija.
Jeśli zechcesz skorzystać z tej podpowiedzi, wierz mi – czy podrze się sukienka, czy mąż podepcze Cię w pierwszym i piętnastu kolejnych tańcach, czy rosół będzie chłodny a dj niesforny – nie będzie to miało znaczenia. Wszystko co może Ci popsuć dobry nastrój pakuj na wirtualną chmurę, a zostanie Ci jedno wielkie, piękne, gorące, cudowne ACH, CO TO BYŁ ZA ŚLUB…
Bez względu i bez znaczenia co powiedzą inni. Niech mówią co chcą, prawda?
-Wasza Teściowa-